sobota, 13 lipca 2013

Ślimak, ślimak pokaż rogi.... Mizon Snail Recovery Gel Cream

Witajcie!
Ten czas tak strasznie szybko ucieka......
Każda z nas pamięta piosenkę/rymowankę dla przedszkolaków "ślimak, ślimak pokaż rogi, dam ci sera na pierogi...", u mnie dziś też będzie o ślimaku, ale tym dla starszaków. Krem mam u siebie od 4 miesięcy, warto więc poświęcić mu chwilę uwagi.





Krem jest zapakowany w różową miękką tubkę z białą zakrętką, a dodatkowo także w kartonik. Opakowanie jest wygodne w użyciu, zabezpieczone przez pierwszym otwarciem. To dość ważne i szkoda, że polscy producenci kosmetyków nie stosują czegoś takiego, dzięki temu mamy pewność, że nikt nie miał dostępu do kosmetyku, który nakładamy na twarz. W opakowaniu mieści się 45 ml kremu, który na ebayu kosztuje około 25 zł z wysyłką, która jak to w Korei bywa, jest bezpłatna. Kosmetyk dostajemy w tydzień po zamówieniu, jest to dość szybko, zwłaszcza patrząc na to ile czekamy zamawiając z Pcimia Dolnego.
Na opakowaniu, standardowe "krzaczki" koreańskie, oraz informacja obrazkowa - krem jest ważny przez 12 miesięcy od pierwszego otwarcia.
Producent określa krem jako silnie regenerujący kremo - żel dla osób z niedoskonałościami, bliznami potrądzikowymi oraz przebarwieniami. W składzie kremu znajdziemy aż 74% ekstraktu ze śluzu ślimaka, kwas hialuronowy oraz adenozynę. Dodatkowo, krem jest wolny od parabenów, barwników i substancji zapachowych.
Wspomniane wyżej "krzaczki" koreańskie


Krem ma całkiem przyjemną konsystencję, taką żelową, ale nie lepi się. Szybko się wchłania. Skóra po jego użyciu jest miękka, gładka i nawilżona. Nie czuć też w żaden sposób ślimaka, sam zapach jest lekki, słabo wyczuwalny. Ma taki perłowy kolor.


Krem stosowałam raz dziennie, głównie na noc. Bałam się nakładać pod makijaż bo nie wiedziałam jak mój podkład zareaguje, a ja mam rano czas na tyle wyliczony, że w grę nie wchodzą żadne poprawki. Nakładałam cienką warstwę kremu, przez okres 2 miesięcy, choć z przerwami. Krem nie podrażnił mojej skóry, ale miałam wrażenie, że ciągłe stosowanie go powodowało u mnie wysyp niespodzianek. Po odstawieniu sytuacja była opanowana. Nie zmieniłam nic w pielęgnacji twarzy ani w produktach do makijażu, tak więc głównym winowajcą jest ślimak. Być może już taka uroda owego ślimaka. Ja jednak póki co go odstawiłam, zapewne wrócę do niego bo nie lubię wyrzucać kosmetyków.
Obecnie oceniam ślimaka na 3/5.


Czy używałyście tego kremu? Czy kochacie koreańskie kosmetyki czy wręcz przeciwnie? Dajcie znać w komentarzach :)



4 komentarze:

  1. Ja nie przepadam za koreańskimi kosmetykami :) Fajnie ,że ten krem nie ma w swoim składzie szkodliwych parabenów ;) Będę musiała się mu bliżej przyjrzeć :)


    W wolnej chwili zapraszam do mnie na news :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy raz o nim czytam ale jakoś mnie nie zaciekawił zbytnio :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zależy od cery jaką masz. To, że u mnie się nie sprawdził tak jakbym chciała, nie oznacza, że u Ciebie tak będzie. Aczkolwiek zawsze słyszałam o nim same ochy i achy :)

      Usuń
  3. zastanawiam sie nad nim ciagle, ale boje sie troche tego wysypu :/

    OdpowiedzUsuń

Dzięki, że zaglądasz. Będzie mi miło, gdy zostawisz komentarz :)