sobota, 29 czerwca 2013

Codzienne nawilżanie z kremem Hydrain 2 od Dermedic

Witajcie!
Ależ ten czas pędzi, dopiero co zaczynał się czerwiec a tu już będzie za chwilę lipiec. Nie mam czasu praktycznie na nic :( Ale nie o tym miałam pisać. Dziś chcę Wam przedstawić mój codzienny, wieczorny krem Hydrain 2 od Dermedic.





Producent nazywa go kremem o przedłużonym działaniu, zaleca do codziennej pielęgnacji skóry odwodnionej, suchej, wrażliwej i nietolerującej tradycyjnych kosmetyków. Może być stosowany podczas leczenia trądziku różowatego i młodzieńczego. Jak to przeczytałam, pomyślałam "ooo taaak, to jest krem dla mnie". Producent zapewnia, że regularne stosowanie rano i wieczorem zapewni nam intensywnie i długotrwale nawilżoną skórę.

Krem zamknięty jest w szklanym słoiczku, z plastikową nakrętką. Sam wygląd opakowania jest prosty, kojarzy się właśnie z marką apteczną. Pojemność opakowania wynosi 50 gram i kosztuje około 42 zł. Piszę około, dlatego, że bardzo często są na niego promocje w SuperPharm i można go dorwać za 21-22 zł.

Krem jest gęsty, ma biały kolor, jest również dość tłusty. Nie nadaje się pod makijaż, dlatego najlepiej stosować go na noc. Rano buzia jest nawilżona, choć nie są to spektakularne efekty, jednakże dłuższe stosowanie kremu faktycznie powoduje, że skóra nie jest odwodniona. Co ważne, krem nie podrażnia skóry, jest hypoalergiczny. Specjalny skład kremu ma za zadanie wiązać i zatrzymywać cząsteczki wody w głębokich warstwach naskórka i hamować parowanie wody z powierzchni skóry.






Kremu używam od dawna, jednak wolałam jego starszą wersję, porównywałam ją do Aqualia Thermal od Vichy. Skład miał niby ten sam, zmieniono jedynie opakowanie, jednakże ja widzę różnicę także w działaniu. Podsumowując, jest to dobry krem, którego z przerwami używam od kilku lat, faktycznie czuć nawilżenie, nie uczula, jest bezzapachowy, i co ważne, ma przyjazną cenę. 

A Wy jakie kremy nawilżające stosujecie? :)

wtorek, 25 czerwca 2013

Czekoladowe dopieszczanie zmysłów z Phtyorelax

Witajcie!

Trochę mnie tutaj nie było, ale nałożyło się na to wiele spraw, i tych miłych i tych odrobinę mniej przyjemnych. Niemniej jednak jestem i zapraszam na czekoladowe kuszenie :)

Będąc w TkMaxx natknęłam się na kosmetyki marki Phytorelax, której nigdy wcześniej nie znałam. Ładne i eleganckie opakowania przykuły moją uwagę, ale że nie wiele wiedziałam o ich zwartości to wolałam nie porywać na się na mega duże zakupy. 
Phytorelax Laboratories jest marką włoską, w swojej ofercie posiada kilka linii do pielęgnacji ciała i włosów. Mamy linię z olejkiem arganowym, masłem kakaowym, czy olejkiem macadamia. Wszystkie kosmetyki są dostępne przez internet, ceny o wiele wyższe niż ja zapłaciłam za swój.





Zakupiłam dermoochronny kremowy płyn do kąpieli z czystym masłem kakaowym. Ja używam go jako żelu pod prysznic, gdyż dobrze się pieni i pozostawia skórę miękką i nawilżoną, tak jak obiecuje nam producent.
Butelka ma pojemność 500 ml, jest plastikowa i dość stabilna. Łatwo ją otworzyć mokrymi rękoma. Szkoda, że producent nie pomyślał o pompce dozującej byłaby wygodniejsza, ale tak też nie jest źle.
Producent obiecuje, że płyn zawiera aż 98% naturalnych składników, nie ma parabenów i SLS. Rzućmy okiem na skład:



Płyn ma przyjemy zapach, choć ja nie czuję w nim czekolady, kakao to tak, ale czekoladę to raczej nie. Zapach utrzymuje się na skórze po wyjściu spod prysznica, nie jest nachalny, jest dość słodki. Płyn ma kolor biało perłowy, jest gęsty i nie trzeba go dużo zużyć aby umyć całe ciało. Skóra mnie po nim nie swędzi, nie jest zaczerwieniona. Jest gładka i przyjemna w dotyku.





A teraz najlepsze - czyli cena. W TkMaxx ten płyn kosztował mnie 24,99 zł, na polskich stronach internetowych ceny są różne, ale powyżej 35 zł za butelkę. Biorąc pod uwagę pojemność może nie jest to aż tak dużo.

A Wy kupujecie kosmetyki w TkMaxx? :)

piątek, 14 czerwca 2013

Co sądzę o kremie Siquens?

Witajcie!

Jaka u Was dziś pogoda? U mnie jest cieplutko i przyjemnie, coś czuje, że nadchodzi już to obiecane lato. I bardzo dobrze bo wreszcie będę mogła wyciągnąć z szafy zwiewne sukienki, krótkie szorty i sandały. Niestety, ale skoro zawitają do nas prawdziwe upały to i częściej będziemy używać klimatyzacji, co w moim przypadku skutkuje nie najlepszym stanem skóry. Zapraszam Was więc na recenzję kremu Siquens do skóry odwodnionej i przesuszonej.



Krem kupiłam w Superpharm w cenie 22,49 zł (promocja), normalnie kosztuje 29,99 zł. Nie jest to więc cena wygórowana. Krem otrzymujemy w miękkiej tubce o pojemności 30 ml, jest miękka, łatwo ją przeciąć nożyczkami żeby dostać się do resztek kremu. Ważny jest przez 6 miesięcy od otwarcia. Samo opakowanie jest proste, lekkie i funkcjonalne. Krem jest przeznaczony do skóry przesuszonej, napiętej, szorstkiej i łuszczącej się, szczególnie dla osób przebywających w klimatyzowanych pomieszczeniach, po ekspozycji słonecznej, kiedy skóra przesusza się wskutek oddziaływania wiatru, ostrego powietrza, zimna czy zmian hormonalnych. Krem jest przebadany dermatologicznie i nie zawiera parabenów.

Co obiecuje nam producent?
Producent zapewnia, że kompleks składników nawilżających, naprawczych i odbudowujących zapewnia natychmiastowe i długotrwałe nawilżenie oraz regenerację skóry, redukuje uczucie szorstkości, ściągnięcia i napięcia a także zapobiega utracie wody z naskórka i reguluje proces jego złuszczania. Przywraca skórze elastyczność i gładkość, zapewniając uczucie komfortu i chłodu.

Jakie są moje spostrzeżenia?
Nie jest to moja pierwsza tubka tego kremu, używałam go już wcześniej.
Plusy:
+ rzeczywiście lekka formuła, która doskonale sprawdza się pod podkład
+ zapach ma delikatny, ale dla osób, które nie lubią kosmetyków zapachowych to może być tak naprawdę minus
+ po nałożeniu zostawia na twarzy śliską powłokę ochronną
+ nie jest zbyt drogi
+ stosując go raz dziennie jest wydajny, ale podejrzewam, że przy stosowaniu go 2 razy dziennie już nie byłoby tak pięknie
+ rzeczywiście łagodzi i uspokaja podrażnioną skórę
+ nie uczulił mnie i nie zapchał

Minusy:
- nie nawilża aż tak dobrze jak obiecuje producent
- przy stosowaniu kremu pod podkład polecam dodatkowo przypudrować twarz pudrem, bo niestety po paru godzinach zaliczymy błysk
- nie poradzi sobie z bardzo przesuszoną skórą




Skład:
Aqua, Cetearyl Ethylhexanoate, Isohexadecane, Cyclopentasiloxane, Glycerin, Cetyl Alcohol, Dimethicone, Macadamia Integrifolia Seed oil, Tocopherol, Panthenol, Propylene Glycol, Glycerin, Jydrolyzed Caesalpinia Spinosa Gum, Caesalpinia Spinosa Gum, Alcohol, Onopordum Acanthium Flower/Leaf/Stem Extract, Glyceryl Stearate Citrate, Butylene Glycol, Laureth-3, Hydroxyethylcellulose, Acetyl Dipeptide-1 Cetyl Ester, Tocopherol, Polyacrylamide, Hydrogenated Polydecene, Laureth-7, Acrylates C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Allantoin, Disodium EDTA, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Parfum, Benzyl Salicylate, Lactic Acid, Sodium Hydroxide, BHA.



Ogólnie, uważam, że krem jest warty wypróbowania, natomiast nie jest to must have w kwestii nawilżania. Niemniej jednak za cenę 20-stu kilku złotych otrzymujemy krem niezłej jakości.





czwartek, 13 czerwca 2013

Konkurs u Beautyfascination!!!!

Cześć :)
Witam się z Wami w ten czwartkowy poranek i od razu mam dla Was piorunującą informację. Otóż wspaniała blogerka Gosia zorganizowała konkurs, w którym można wygrać atrakcyjne nagrody. Co trzeba zrobić? Zapraszam Was na blog Gosi, tam dowiecie się wszystkiego. Z mojej strony dodam, że pytanie konkursowe jest proste, a nagrody to same pyszności, tak więc nie zwlekajcie :)


Konkurs z Beautyfascination [klik]


                                



środa, 12 czerwca 2013

Miętowo mi :)

Witajcie!

Dzisiejszy post poświęcę sympatycznemu miętuskowi, który zagościł na moich paznokciach. Na wstępie powiem Wam, że nie preferuję szaleństw kolorystycznych na paznokciach. Owszem, podobają mi się u kogoś, ale sama bym się na to nie zdecydowała. Kolorów, które mam najwięcej to właśnie czerwienie, róże albo typowo nudziakowe kolory. Aż tu nagle zewsząd atakują mnie piękne pastele, w sam raz aby poczuć klimat nadchodzącego lata..... Pomyślałam sobie, ok, to niech będzie miętowy, wszak to ostatnio bardzo modny kolor, ciuchy, torebki, buty, wszystko miętowe. Wyruszyłam na poszukiwania mojego miętuska, wiedziałam, że ma być niedrogi bo zapewne poużywam go z 5 razy a później będzie leżał więc szkoda na niego dużo wydawać. Przejrzałam wszystkie okoliczne drogerie, czaiłam się na miętusa w promocji Rossmanna -40%, ale niestety ze wszystkich wyzierała zieleń, która mi nie pasowała. Przypomniałam sobie jednak o promocji w Superpharm - lakier Essie i odżywka do paznokci za 1 gr. Brzmiało ciekawie i już skuszona pojechałam po miętusa. Okazało się, że odżywki są, ale miętusa nie ma i do końca promocji już nie będzie. Pech! Obdzwoniłam wszystkie Superpharmy w pobliżu i oto jest miętus!

Essie Mint Candy Apple





Lakier jest przyzwoity, kryje po 2 warstwach, trwałość typowa dla Essie, po 3 dniach ścierają się końcówki, ale nadal wygląda dobrze. Pędzelek jest wąski i ułatwia mi malowanie. Nie wiem jak długo schnie bo używam preparatu Insta Dri, który przyspiesza proces wysuszania lakieru. Kolor jest taki typowo miętowy, nie widzę w nim zieleni, która niestety lubi wychodzić w takich kolorach. Kolor na paznokciach nie różni się od tego w buteleczce, co również zaliczam na plus.
Swój lakier zakupiłam w Superpharm w cenie 33,99 zaliczając do tego wspomnianą odżywkę z promocji za 1 gr. Niestety, gdy dojechałam na miejsce (po uprzednim telefonie i upewnieniu się, że jest i lakier i odżywka) okazało się, że odżywek już nie ma bo były do wyczerpania zapasów. Niemniej jednak bardzo sympatyczna i pomocna kobitka zaproponowała mi inny prezent, mianowicie do wyboru miałam perfumowany balsam do ciała Beyonce Midnight Heat albo tusz do rzęs Maybelline Volume Express Curved Brush albo lakiery Essie Super Bossa Nova lub Show me the ring. Wybrałam oczywiście ten pierwszy. Jest to fuksja z shimmerem, dość ciekawie wygląda. Ale o nim przeczytacie w innym poście. Tymczasem przedstawiam zdjęcia poglądowe :)






poniedziałek, 10 czerwca 2013

Relacja z Hush Warsaw

Jak już wiecie z poprzedniego posta, wczoraj w Warszawie odbyło się Hush Warsaw czyli targi mody. Trwały one od 11 do 19 w galerii na Stadionie Narodowym. Ja postanowiłam przyjechać tuż po 11 bo liczyłam, że na starcie będzie mniej ludzi. O jakże się myliłam! Już przy wejściu zauważyłam, że łatwo nie będzie. Zostaliśmy wyposażeni w torebki na zakupy i bony w wysokości 10 zł, ale obowiązujące tylko jeśli kupowało się coś poprzez Showroom albo marek dostępnych na platformie. Plusem było to, że u niektórych projektantów można było płacić kartą. Na terenie stadionu był bankomat, ale był tak oblegany, że się poddałam.







Tutaj możecie zobaczyć wyżej wspomnianą torbę zakupową, ot taka sobie, przyda się na plażę.





Targi zostały podzielone na 3 strefy, damską, męską i dziecięcą. Uważam to za bardzo dobre rozwiązanie, dzięki temu matki z dziećmi mogły spokojnie oglądać zabawki i ubranka, a ja mogłam się skupić na tym co chciałam zobaczyć. 
Stoiska projektantów były malutkie, wciśnięte jeden obok drugiego. Tłumy przepychających się ludzi, każdy chce dotknąć i zasłonić Ci całe stoisko. Najgorzej sprawa wyglądała z biżuterią, która jak wiadomo jest niewielkich rozmiarów, zobaczenie jej graniczyło z cudem. Stoisko Pat&Rub było spore, można było wykonać masaż dłoni, co z tego, kiedy była tam taka kolejka i tylu "macantów", a do tego jedna obsługująca osoba, że nie miałam siły. Wzięłam jedynie próbkę ulubionego masła i poszłam dalej. Zresztą, w momencie kiedy czekałam na zrobienie próbki już przybiegło kilka pań w starszym wieku z pytaniem czy mogą sobie nabrać próbek.... Poddałam się.


Powyżej moja mini próbka z Pat&Rub. Na ręce mi wystarczy, w sumie ręce to też ciało.

Natomiast przy stanowisku MAC krew zalała mnie na miejscu. Otóż podeszłam i grzecznie stoję i czekam, bo wizażystki malowały inne osoby, a chciałam żeby mi nałożyła jedynie błyszczyk (nie wzięłam swojego i tak jakoś czułam się niefajnie), wtem wyskakuje dosłownie zza ściany kobieta na oko 50 lat, pakuje się na krzesełko i proszę mnie wymalować. Nieważne, że kolejka, nieważne, że ja mam jedno pytanie, ona musi tu i teraz. Wizażystka spojrzała, no ale nic, i nagle słyszę pytanie :" czy mają państwo szminkę z brokatem?" (WTF?), macówka tłumaczy, że nie mają, mają z shimmerem, połyskiem, zaczęła jej mówić o wykończeniach macowych szminek, a ta znów: "ale wie pani, mi chodzi o taką szminkę... tak żeby sam brokat był". Spojrzałam na nią, i pomyślałam - twój makijaż wiele tłumaczy - kreski aż pod brwi, oko na czarno obrysowane.... no tak. W końcu moja kolej, wybrałam błyszczyk Pro Longwear w odcieniu "Patience Please" (on był chyba w kolekcji Office Hours) a żeby było bardziej wyraziście, macówka obrysowała mi usta konturówką w odcieniu In Anticipation. Wyszło ładnie, ale nie miałam siły na zrobienie zdjęć, musicie więc uwierzyć mi na słowo :)

Oczywiście, skoro targi mody to w końcu wypadałoby zaopatrzyć się w ubrania, tylko co z tego jak to co mnie się podobało kosztowało o wiele za dużo. Pokażę Wam co mi wpadło w oko, ale niestety ceny mi się już tak bardzo nie podobały.
Sukienka z papillo natelier, piękna, ciekawy materiał, projektant twierdził, że przypomina gąbkę i faktycznie tak to wyglądało. To była pierwsza rzecz, która wpadła mi w oko po obejściu całych targów.
A prezentuje się tak:

Cena....1600 zł....., wczoraj mogłam ją kupić za 1100 zł..... fajnie, ale  żadna z tych cen nie jest dla mnie, powzdychałam więc do niej i poszłam dalej. Spodobał mi się jeszcze taki oto płaszczyk:

cena 650 zł, ale projektantka chciała go sprzedać za 550 zł, już lepiej, ale był niestety ciut za duży, co zresztą widać. Mniejszych nie było więc nici z płaszczyka :(
TŻ upatrzył sobie fajne buty oraz marynarkę, oczywiście rozmiarów odpowiednich brak. Zdjęcia marynarki nie zrobiłam, ale cena też w granicach 1000 zł, buty zaś prezentują się tak i przynajmniej cenowo mnie nie zabiły - kosztowały gdzieś w granicach 500 zł:
Ogromnym plusem było to, że można było wejść na stadion, było tam zdecydowanie chłodniej niż w środku, a dodatkowo jeśli ktoś nie był wcześniej na stadionie to mógł go zobaczyć. Udało mi się zrobić kilka zdjęć:
                                       

Ogólnie, pomysł bardzo fajny i ciekawy. Wiele marek znałam wcześniej, ale jednak kupując wolę coś najpierw zobaczyć, dotknąć, przymierzyć i miałam teraz ku temu okazję. Niestety, ale uczestnicy czasem psuli radość z przyjścia w to miejsce, właśnie przez takie przepychanie się, wchodzenie na innych czy wjeżdżanie innym na nogi wózkiem dziecięcym itp. Ja wyszłam jedynie z bielizną od Rilke, swoją drogą bardzo ładna i przystępna cenowo a sama projektantka również bardzo sympatyczna. Bielizna Rilke jest niepowtarzalna, ręcznie wykonana, wystarczy podać wymiary jakie mamy. Można zajrzeć na stronę na facebooku [klik], delikatne koronki, pastelowe kolory (ja kupiłam miętowy i pastelowy róż, ale nie będę tu pokazywać :D ). 

Uff, ale napisałam przydługi post ;)

czwartek, 6 czerwca 2013

Hush Warsaw


Kolejna edycja targów mody dla niezależnych projektantów, które dotychczas odbywały się 2 razy do roku pod nazwą Ściegi. 9 czerwca na Stadionie Narodowym w godz. 11-19, wstęp wolny. 
Hush Warsaw ma umożliwić spotkania projektantów, klientów oraz przedstawicieli lokalnych manufaktur, ma promować marki, które dbają o jakość wykonania i materiałów. Zostanie zaprezentowanych aż 160 marek i projektantów z Polski jak i z zagranicy. Biżuteria, torby, buty, okulary, zegarki, ubrania a także moda dziecięca, to wszystko na przeszło 3200 metrach kwadratowych.
Dodatkowo, będzie można zakupić ubrania, które wpadną nam w oko. Oprócz tego są przewidziane specjalne strefy- zabaw, spa i zen. W strefie spa będzie można zapoznać się z kosmetykami Pat&Rub, której jest patronem, wypróbować je, pomacać ;) Strefa zen i patron Tassimo zagwarantuje przepyszną kawę i inne napoje. Przewidziano możliwość skorzystania z porad stylistów ze Szkoły Stylu a także porad dotyczących letniego makijażu udzielanych przez wizażystów MAC.









Nie wiem jak Wy, ale ja na pewno się wybiorę. Do zobaczenia w niedzielę! :)

Girl about town

Dziś chcę pokazać Wam szminkę, która nie od razu wpadła do mojej kosmetyczki.
Długo chodziłam koło tego koloru, od dawna chciałam, ale zawsze bałam się, że będę źle wyglądać. Odkąd pamiętam przeważnie wybierałam bezpieczniejsze wersje nude moich ust. I wszystko byłoby dobrze, ale pod jednym warunkiem, jeśli makijaż oczu jest wyrazisty, w przeciwnym razie nie wygląda to zbyt dobrze. Aż w końcu zdecydowałam się i oto jest:





                               




Girl About Town, MAC


Przepiękny odcień ciemnego różu z niebieskim tonami, energetyzujący, zwracający uwagę. Jej wykończenie to Amplified, co oznacza, że jest miękkie i kremowe a szminka ma intensywny i trwały kolor, jest mocno napigmentowana. Rzeczywiście szminka jest trwała, nie "zjada" się w ciągu dnia, ale nie przetrwa jedzenia i picia w nienaruszonym stanie, choć schodzi w miarę równomiernie.

Szminka jest dostępna w charakterystycznym dla MAC czarnym opakowaniu, prostym i funkcjonalnym. Zamyka się na klik, nie ma możliwości, żeby w czeluściach torebki nam się otworzyła.
Zdecydowanie zwraca uwagę, nie sposób przejść niezauważoną.

Jedynym minusem jest jej cena, niestety obecnie kosztuje 86 zł, ale jest jak najbardziej jej warta. Dodatkowo, zbierając puste opakowania po kosmetykach MAC, konkretnie 6, możemy sobie wybrać dowolną szminkę zupełnie za darmo. Jak dla mnie to bardzo opłacalne, bo tak czy inaczej zużywam korektory, podkłady czy pudry. Warto o tym pamiętać.
Przyznam szczerze, że bardzo podoba mi się ten odcień, od tygodnia gości na moich ustach dzień w dzień, ale przyznajcie same, czyż nie jest piękny?

Swatche:


A Wy jakie kolory lubicie, odważne czy raczej nie?




środa, 5 czerwca 2013

Wszyscy mają bloga, mam i ja :)

Witajcie!
Nadeszła wiekopomna chwila, założyłam pierwszego w życiu bloga... uff.... Powstał pod wpływem impulsu, z chęci dzielenia się z Wami moimi odkryciami kosmetycznymi. Jeśli spodziewasz się tu pięknych zdjęć makijaży, to niestety ich nie znajdziesz. Nie dlatego, że mi się nie chce, oj nie, ale póki co używam jedynie skromnego kompaktu, który nie zawsze daje radę z wiernym oddaniem kolorów, ale stara się jak może ;) Na nowy sprzęt będę dzielnie zbierać albo jakiś św. mikołaj to przeczyta albo w totka wygram :)
Niemniej jednak, jest chęć i zapał do tego, żeby pokazać Wam jak najwięcej i mam nadzieję, że mi się to uda.
Krytyka mile widziana ;)